„Chusta? Jestem na nie" – 6 najpopularniejszych powodów, by nie nosić dziecka w chuście
Dlaczego nie powinnaś nosić swojego dziecka? Przedstawiamy naszą listę topowych chustostereotypów, które sprawiają, że część rodziców nie nosi swoich dzieci w chuście. A ty, dlaczego mówisz chuście NIE? ;)
1. Chusta chuście nie równa
Chusta do noszenia dziecka musi być dobra. Chusta o splocie skośno-krzyżowym czy żakardowym pracuje zupełnie inaczej niż kawałek „pościelówy” – czyli materiału znanego m.in. z tego, czego obleczone są kołdry i poduszki. Z chustą tkaną taka chusta o splocie prostym ma wspólne tylko: napis „100% bawełna” na metce i kolorowe paseczki. Kupując chustę przyszli lub świeżo upieczeni rodzice kierujący się priorytetem ceny natkną się na tego typu pościelówę. Taka chusta nigdy nie będzie pracować tak dobrze jak jej tkana splotem dwustronnym kuzynka. Co więcej, komfort rodzica jest zdecydowanie tutaj na ostatnim miejscu – po pewnym czasie rodzic poczuje, że pościelówa wrzyna się w ramiona niemiłosiernie i skutecznie zniechęca rodzica do kolejnego motania.
2. Nauka z filmików z internetu
Rodzice bardzo często uczą się motać z filmików dostępnych w internecie. Tylko problem z tym, że z filmikiem się nie pogada. Rodzic oglądający takie nagranie na pewno na którymś etapie będzie musiał zmierzyć się z pytaniami i wątpliwościami. I nikt ich nie rozwieje i nie skoryguje jego błędów. Owszem, możemy wrzucić filmik i nasze zdjęcia po zamotaniu dziecka w chustę na tematyczne forum czy grupę. Ale czy naprawdę wiele dadzą hasła „musisz zaokrąglić miednicę” czy „podociągaj górną krawędź”? Zauważyłam, że sporo doradców noszenia (w tym i ja!) nie bierze udziału w takich rozmowach właśnie z powodu możliwej złej interpretacji słowa pisanego. Automatycznie pojawiają się wątpliwości – jak to zaokrąglić? Po co? Podociągać chustę? Przecież i tak jest mocno dociągnięta. Dlaczego mam akurat górną dociągać? – to pytania, które prawdopodobnie zada sobie rodzic. To wszystko rodzi frustrację świeżo upieczonego motacza i może zniechęcać do chust. Źle zamotana chusta może powodować dyskomfort noszenia zwłaszcza w przypadku dzieci cięższych. Stąd do zaniechania chustowania krótka droga.
3. „Nosidełko dla noworodka”
Zdemotywowani złymi doświadczeniami z chustą, najczęściej wynikającymi z powyższych powodów lub mając w głowie stereotyp, że motanie chusty jest trudne rodzice mogą próbować znaleźć inne narzędzie do noszenia. Coś, co będzie łatwo się zakładało i zaspokoi potrzebę bliskości dziecka. Producenci typu Babybjorn czy Womar doskonale się w tą lukę wpisali i stworzyli coś, co dumnie nazywają „nosidełkiem dla noworodka”. W rzeczywistości są to raczej niezdrowe wisiadła, a nie nosidła. Dlaczego wisiadłem? Ponieważ wąski panel między nóżkami sprawia, że dziecko wisi na swoim kroczu. Do tego sztywna konstrukcja wisiadła sprawia, że to dziecko dopasowuje się do jego kształtu. Przypomnę, że prawidłowo dociągnięta chusta skośno-krzyżowa dopasowuje się do kształtu dziecka, a nie na odwrót.
4. Nie każde wiązanie jest dla każdego
Co jakiś czas dostajemy maile z zapytaniami typu: „dlaczego w danym wiązaniu jest mi niewygodnie”, „czy i gdzie popełniam błędy” itp. Nie ma wiązania, które byłoby idealne dla każdej pary rodzic-dziecko. Niektóre z nich niektórzy rodzice powinni omijać szerokim łukiem, np. kieszonka nawet idealnie zamotana będzie z dużą dozą prawdopodobieństwa sprawiać rodzicowi z chorym kręgosłupem dyskomfort. Bo po prostu taki jest przebieg chusty w tym konkretnym wiązaniu. Z perspektywy dziecka sytuacja wygląda tak samo. Nie każde wiązanie jest dla każdego maluszka. Każdy maluch jest inny i ma inne zalecenia dotyczące pielęgnacji. Dlatego przed każdą konsultacją szanujący się doradca noszenia powinien wypytać rodzica o szczegóły i pod tym kątem dopasować wiązanie/wiązania.
5. Chusta to nie nosidełko!
Chusta to chusta, a nosidełko to nosidełko – proste. Jednak nie dla każdego. Niekiedy spotykam się z określeniem, że nosidełko typu „kołyska” czy „banan” to chusta kołyskowa. Nie – niech chusta pozostanie chustą, a nosidełka – nosidełkami. Nie utożsamiajmy podobnego wiązania do typu nosidełka.
6. Noszenie a rozpieszczanie
Kocham ten stereotyp! Naprawdę! Jeszcze w ciąży wiedziałam, że będę nosić moje dziecko w chuście i że nikt mi tego pomysłu z głowy nie wybije. Kupiłam chustę, spotkałam się z doradcą i po narodzinach synka motałam go niezależnie od tego, co słyszałam dookoła. Tak, wszędzie słyszałam to samo - „nie noś, bo przyzwyczaisz!”, „wychowasz sobie małego terrorystę” czy „rozpieściłaś? to teraz masz za swoje”. Dziś wracam do tego z szyderczo-nostalgicznym uśmiechem na ustach – dlaczego szyderczo? Niestety, czarnowidztwo otoczenia się nie sprawdziło. Noszenie jest najintensywniejsze w momencie gdy dziecko opuszcza brzuch mamy. Pokrywa się to z teorią „czwartego trymestru” (szczegóły u Harvey Karp w „Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy”). Zgodnie z nią, dziecko po wyjściu z brzucha musi nauczyć się funkcjonowania w zupełnie nowej rzeczywistości – pozbawione ciasnoty, dźwięku bicia serca mamy, szumu jej ogranizmu, ciepła, głosu musi zmierzyć się z samotnością w łóżeczku, nowymi dźwiękami, kolorami, zapachami i oczekiwaniami ludzi. Chusta pozwala odtworzyć tą rzeczywistość z etapu płodowego, wyciszyć dziecko, dać mu namiastkę tego, czego mu brak. Im dziecko starsze, tym mniejsza potrzeba bliskości rodzica. Albo nieco inaczej – im dziecko starsze, tym większa potrzeba autonomii od rodzica i rosnąca potrzeba poznania świata. Przełom najczęściej następuje, gdy dziecko nauczy się chodzić. Wszystko jest wtedy taaaakie ciekawe! Oczywiście dziecko w wieku 1,5, dwóch czy trzech lat nadal ma potrzebę bliskości, ale jest ona zupełnie inna niż potrzeba bliskości noworodka i tutaj nie ma nawet cienia wątpliwości. Nie da się rozpieścić dziecka przez noszenie go w chuście, bo wraz z dojrzewaniem dziecko będzie zmieniało swój tryb aktywności. Na początku zacznie podnosić głowę, obserwować świat na boki, potem zacznie głowę obracać, aby zobaczyć co się dzieje z drugiej strony i zapragnie być noszone na biodrze lub na plecach, aby zyskać nieco szerszą perspektywę widzenia. Warto to rozgraniczyć – potrzeba bliskości noworodka ma tutaj podłoże zupełnie naturalne i jest wolne od jakichkolwiek chęci rozpieszczania. Potrzeba bliskości dziecka zmienia się tak jak samo dziecko, ewoluuje, ale nie znika. Warto o tym pamiętać, gdy po raz kolejny któraś babcia/ ciocia/ sąsiad/ kuzyn zacznie się wymądrzać, że noszenie to rozpieszczanie.
Dlaczego rodzice nie noszą dzieci w chuście?
Troszkę smutek mnie ogarnia gdy myślę, że czas naszego noszenia jest mocno ograniczony i w nie tak całkiem dalekiej przyszłości się zakończy. Dla mnie noszenie to magiczny czas, zmienny z każdym miesiącem życia mojego dziecka, zależy od jego humoru czy dnia. Na przestrzeni lat – zupełnie inny, pełen nowych wyzwań i nowych potrzeb. Te dni kiedyś dobiegną końca i będę wiedziała, że coś między nami się skończyło, coś pięknego, nieuchwytnego w opisie do czasu, gdy się samego tego nie doświadczy. Polecam każdemu najpierw spróbować zamotać dziecko, aby potem móc z pełną świadomością powiedzieć że to nie dla nas zamiast bazować na różnego rodzaju stereotypach i panujących mitach.